[ Powrót ] Poniedziałek, 30 czerwiec 2008, 20:12
Przed dwoma tygodniami napisałam: Naukowcy będą jeszcze gdzieś przesyłać moją szlachetną krew, może za tydzień dostanę bardziej precyzyjne wyniki. A może nie.
No i dostałam wyniki, z których nic nie wynika. Za to najbardziej nie lubię boreliozy.
Paradoksalnie bowiem tylko wynik pozytywny tego badania PCR może być traktowany jako wiarygodny. Gdyby to badanie wykazało obecność DNA krętków Borrellia burgdorferi w mojej krwi, znaczyłoby to, że mam lub miałam boreliozę. Badanie bowiem nie odróżnia DNA żywych od martwych krętków.
Badanie, które nie wykazuje obecności DNA tych ohydków w mojej krwi, nie daje żadnych podstaw do wnioskowania.
Krętki krążą we krwi jedynie w początkowym okresie infekcji i ewentualnie przy tzw. wtórnych rozsiewach. Za pomocą krwioobiegu rozłażą się człowiekowi po tkankach i tam sobie kombinują, jak walczyć o przetrwanie. Dlatego taki jest wniosek z badania krwi:
Teoretycznie bardzo to pozytywny wynik, ale praktycznie znaczy niestety tylko tyle, że krętka nie mam we krwi i, niestety, nie daje pewności, czy nie mam bakterii w tkankach (pomimo wzięcia tinidazolu).
Istotne jest tylko to, co pisałam poprzednio: nie mam koinfekcji - to daje się stwierdzić wprost i to w moim przypadku stwierdzono tym badaniem.
Pamiętajmy też, że z założenia nie było to badanie diagnostyczne. Ot, ku chwale nauki.
Moja diagnoza została oparta na objawach klinicznych występujących po ukąszeniu kleszcza - z braku innej propozycji wyjaśnienia mnóstwa dolegliwości... Nie będę powtarzać tu całej swojej opowieści.
Komentarze: sylwia, Sobota, 05 lipiec 2008, 14:40
Chora Baba, Poniedziałek, 07 lipiec 2008, 20:24
Maria, Piątek, 01 sierpień 2008, 14:56
Chora Baba, Piątek, 01 sierpień 2008, 15:36
|
|